Dziś będzie bardzo sentymentalnie, bo o lokalu nieistniejącym prawie 20 lat, a będącym jasnym punktem mojego dzieciństwa, spędzonego na dolnym Mokotowie. Na rogu ulicy Dolnej i Sobieskiego, zaraz za stacją CPNu (która kiedyś nieźle płonęła, ale to temat na inną opowieść) a vis-a-vis kultowego już Lotosu, mieściła się Bagtatelka. W piętrowym, podłużnym budynku, sąsiadowała ze sklepem mięsnym, kioskiem i artykułami RTV-AGD. W połowie lat ’90 ubiegłego wieku został zburzony, kończąc żywot kawiarenki. Teren, na którym mieścił się budynek do tej pory leży odłogiem, zarośnięty trawą i chwastami, chociaż ostatnio służy jako baza dla budowlańców pobliskiego biurowca. A teraz czas na garstkę wspomnień.
Myśląc o tym miejscu, na pierwszym miejscu zawsze będą lody. W lato otwierały się jedne z drzwi i pojawiał się w nich automat z lodami włoskimi. Wracając z podstawówki do domu było to świetne miejsce na wydanie kieszonkowego. Do tej pory pamiętam, że małe szczęście w rożku kosztowało 100 starych złotych, a smak wspominam jako niezrównany. Nic to, że w skład wchodziło pewnie jakieś podrzędne mleko w proszku – dziecięce odczucia były doskonałe. Drugą sprawą, która kojarzy się z Bagatelką, jest wuzetka. W zadymionym wnętrzu, przy małym stoliku z obrusem pamiętającym lepsze czasy, przy maminej parzonej kawie i mojej herbacie w szklance, zajadałem się tym ciastkiem, które pierwotnie stało za szybą chłodziarki. Zaraz obok przepysznej galaretki z bitą śmietaną w pucharku, będącej też miłością mego dzieciństwa. Pękająca czekoladowa powłoka wuzetki sąsiadowała ze wspomnieniami, teraz już zacierającymi się w pamięci. Mroźna zima, na skrzyżowaniu stoi transporter opancerzony, żołnierze grzeją się przy koksowniku. W Bagatelce siedzi wojak, na jego plecach kałasz a ja z innymi dzieciakami, zafascynowani jak cholera, podchodzimy żeby podziwiać karabin. Żołnierz z uśmiechem pozwala dotknąć, potem szczęśliwy uciekam do mamy, zapominając o braku Teleranka. Podobno można było wypić tam piwo, setkę i zjeść śledzika, ale znam to tylko z opowieści rodziców. Teraz i tak pozostały wspomnienia, a te są i tak podbarwione sentymentami dzieciństwa. Żegnaj, Bagatelko. [MrSatan]
Pamiętam Bagatelkę, tak jak piszesz najczęściej jadło się tam pyszne lody z automatu, a czasem galaretkę z bitą śmietaną :). Szkoda tamtego czasu. Jakby ktoś gdzieś wygrzebał fotkę pawilonu niech ją umieści. Pozdrawiam
„Jakby ktoś gdzieś wygrzebał fotkę”
Pamiętam dzień w którym przejeżdżając autobusem linii 503 przez skrzyżowanie Dolnej z Sobieskiego, zobaczyliśmy z kolegą koparkę zaparkowaną centralnie W Bagatelce. Ponieważ byliśmy na dobrym dopingu, z żalu popłakaliśmy się jak dzieci.
Wypiłęm tam swoje pierwsze piwo i zapaliłem pierwszego papierosa w życiu, wracając ze szkoły nr 113 na ul. Chełmskiej im. (wtedy) Lucjana Szenwalda jadłem lody z tego jednego okienka otwieranego tylko na sezon letni, w sklepie RTV obok Bagatelki kupiłem swój pierwszy telewizor Sanyo (działa do dzisiaj)…..szacuun….szkoda że zburzyli taki relikt…..za 100 lat byłby to pewnie zabytek.
Proszsz https://www.facebook.com/artur.rodawski/posts/561652610565599?notif_t=like 😉
Miło przeczytać takie miłe opinie-knajpa należała do mojej babci i pracowała w niej prawie cała rodzina-moja mama gotowała:) tak wiec mogę zapewnić że w-z była pieczona w lokalu.Gdzieś w domu napewno mam zdjęcie z ogródka przed Bagatelką-jak znajde to chętnie zamieszcze.
Szkoda Bagatelki..te lody byly takie dobre a wzetka najlepiej smakowala tam